niedziela, 25 marca 2012

Miller i jego "Macadelic"


Światło dzienne ujrzał nowy mixtape od reprezentanta rodzinnego miasta Wiza, jak również jego dobrego znajomego - Mac'a Millera. Miller od dawna dawał znać fanom w jakim kierunku zmierzają jego muzyczne zainteresowania oraz czym się inspiruje (na nieszczęście, robił to przez mocno gimbusiarski profil w serwisie tumblr), ale to, co tutaj pokazał... zaskakuje. 


Od jakiegoś czasu sporo mówi się o tym, że Miller się wypalił, przynajmniej na razie. Po niekwestionowanym liderze w jego dyskografii - mixtapie "K.I.D.S" czy równie cenionym "Best Day Ever", przyszedł legalny debiut, czyli "Blue Slide Park" oraz właśnie "Macadelic". O ile "BSP" całkiem mi się podobało i było tam przynajmniej kilka mocnych numerów, o tyle nowe wydawnictwo młodego rapera jest dla mnie nie do przebrnięcia.


Materiał jest przede wszystkim śmiertelnie... nudny. Nie znalazłem tu dla siebie nic ciekawego, bity, flow, teksty - wszystko tu grane jest jakby na jedno kopyto. Owszem, są kawałki, które odstają w od reszty w taki czy inny sposób (jak chociażby singiel "Loud", do którego powstał klip, przy czym i jedno i drugie mocno przeciętne, imo), ale nawet one "uciekają" w jakąś dziwną stylistykę, w której Mac ani trochę mi się nie podoba. Raperów, którzy z zamulonym flow latają po zamulonych bitach jest trochę, a część robi to o niebo lepiej niż Mac.


Mam wrażenie, że Miller znacznie lepiej radzi sobie na bitach podobnych do "Live Free" czy "Nikes On My Feet", aniżeli na dziwnych podkładach wypełnionych przesterowanymi syntezatorami. Fajnie, że próbuje jakichś innych klimatów, ale błagam, niech to idzie w kierunku "The Spins" czy "Up All Night", bo to, co stara się zaprezentować tutaj, wypada w moim odczuciu, wyjątkowo biednie.


Goście. W zasadzie to też szału tutaj nie uświadczymy - jest Cam'ron, który położył przyzwoitą zwrotkę, Juicy, którego identycznego w każdym kawałku akcentowania nie-do-bitu nie mogę już słuchać i Weezy, który co nieco przymulił w "The Question". Najlepiej poradził sobie chyba Kendrick Lamar


Nie oznacza to, że mixtape nie może się oczywiście podobać. Spotkałem się już z pozytywnymi opiniami i niewykluczone, że za x tygodni/miesięcy powrócę do "Macadelic'a" i również się przekonam, na dzień dzisiejszy jednak - nie widzę tu dla siebie nic. 


Na koniec, klip do "Loud": 









środa, 14 marca 2012

Get high in high school, czyli Wiz Khalifa i nowy mixtape


Wreszcie jest! Wyczekiwany przeze mnie od dawna, "Taylor Allderdice" pojawił się w sieci zaledwie kilkanaście godzin temu. Z samego rana, jeszcze przed szkołą uskuteczniłem download i podczas drogi był już pierwszy wstępny odsłuch. Potem kilka kawałków na przerwach, parę tu i tam w tle podczas rozmowy i od początku z powrotem w drodze do domu. Teraz leci po raz kolejny, od początku do końca, na spokojnie, specjalnie po to, bym mógł coś na jego temat napisać.


Sam tytuł jest już dość wymowny, nawiązuje bowiem do Taylor Allderdice High School w mieście Pittsburgh, czyli liceum, do którego młody raper uczęszczał. Wiz w kilku ostatnich wywiadach podkreślał, że jego następne wydawnictwa (głównie miał na myśli nadchodzące "O.N.I.F.C.", czyli drugi album sygnowany znaczkiem Atlantica) będą muzycznym powrotem do poprzednich krążków. Dzięki nim Wiz zyskał pozycję na scenie i zbudował sobie całkiem spory fanbase, potem nieco zmienił styl i zrobił "Rolling Papers", która również jest solidną pozycją, jednak utrzymaną już w znacznie innej stylistyce. Teraz klimaty "Kush & Orange Juice" wracają do łask, Wiz otwarcie przyznał, że jego debiut w Atlantic Records nie był szczytem jego muzycznych możliwości (kilka słów na ten temat pada też pod koniec kawałka "Guilty Conscience") , więc zapowiada się naprawdę solidny materiał.


Ale, ale: do "O.N.I.F.C." jeszcze sporo czasu - póki co - 13 marca za nami, a więc premiera "Taylor Allderdice". Na DatPiff'ie, bodajże ze 2 tygodnie temu pojawił się fanowski mixtape "Before Taylor Allderdice". Nie ściągałem, nie słuchałem, w zasadzie, to nawet nie wiem, co zawierał. Cierpliwie czekałem na premierę "właściwego" tejpu i ani trochę się nie zawiodłem.


Wiz z pełną świadomością mówił o powrocie do klimatu wcześniejszych wydawnictw, co zresztą można odczuć już na samym początku. Kto sprawdził jego muzyczne dokonania nieco głębiej (ergo nie skończył na "Black & Yellow", "On My Level" z Too $hortem, "No Sleep" czy "Roll Up"), zdaje sobie sprawę, że do najbardziej zaawansowanych tematycznie raperów reprezentant Pittsburgha nigdy nie należał. Nie ma i nie było u niego potężnej rozpiętości zagadnień poruszanych w kawałkach, co niekiedy staje się również jego zaletą - Wiz to raper do słuchania "w określonym humorze" i określonych okolicznościach.


Podobnie jest przy okazji "Taylor Allderdice". Tematyka kawałków w zasadzie krąży wokół kilku wątków, w centrum których pozostaje oczywiście "oj kush, bitches n' champange". "3x Mary", "California" czy "My Favourite Song" to świetne przykłady lekkich, letnich tracków, które idealnie pasują do słonecznych dni. Kilka kawałków traktuje o bogactwie (a jest o czym mówić - w ciągu 2011 roku Wiz zarobił, bagatela, 11 mln $), jak choćby "Never Been Part II" z gościnnym udziałem w refrenie narzeczonej Wiza, modelki Amber Rose oraz Rick Rossa (imo Part I z "Kush & OJ" > Part II, ale część druga to też solidny track) czy wyróżniający się nieco na tle reszty płyty "Nameless" ze wsparciem ziomeczka Wiza z ekipy Taylorów, Chevy Woods'a. Przy okazji, oklaski należą się Dope Couture za wysmażenie świetnego bitu na mocnych, surowych bębnach - biciwo choć "truskulowe", świetnie brzmi razem z Wizem i Chevy'm, a klimatem kawałek przypomina mi nieco "Kings & Queens" z niedawnego debiutu Tygi.


Powrót do korzeni nie oznacza oczywiście całkowitego braku Wiza, jakiego znamy z "Rolling Papers". Słychać go głównie w śpiewanych wstawkach, najbardziej "popowym" numerem jest chyba "The Cruise" (ze ŚWIETNIE zaśpiewanym imo, refrenem).


Występów gościnnych nie jest wiele, ale to raczej zaleta mixtape'u - owocuje to częstszymi zwrotkami samego gospodarza, który, było nie było, jest w bardzo dobrej formie. Z gości najwięcej oczywiście miał do powiedzenia Juicy J; obok niego pojawili się wspomniani wcześniej: Chevy Woods, Rick Ross, Amber Rose, ale także Smoke DZA i Lola Monroe.


Producenci również nie zawiedli; album jest spójny i utrzymany w konkretnym, delikatnie "ospałym" klimacie (nawet wyróżniające się "Nameless", "The Grinder" czy "T.A.P." z mrocznym, narkotycznie bujającym bitem  ładnie wpisują się w stylistykę krążka), nie ma tu pstrokatych dodatków, dołożonych na siłę. Najwięcej, bo 4 tracki wyprodukował Cardo; reszta to dzieło pracy takich producentów jak Dumont, Dope Couture, Jake One oraz Spaceghostpurp (jeszcze raz - świetne "T.A.P."), jeden bit wysmażył także Lex Luger (dość przeciętny "The Code", imo).




Podsumowując - "Taylor Allderdice" jest bardzo solidnym mixtape'm, który fanom Wiza z czasów "Kush & OJ" z pewnością przypadnie do gustu. Ani muzycznie, ani skillsowo nie ma tutaj żadnej rewolucji, jednak patrząc na to, jak Wiz radzi sobie na rynku w obecnej chwili - rewolucja nie jest mu potrzebna. Dobry kawałek materiału, utrzymany w określonym klimacie, słowem: dokładnie to, czego oczekiwałem. Ten mixtape pozostawia mnie z jeszcze większymi nadziejami i oczekiwaniem odnośnie "O.N.I.F.C.", wierzę, że Wiz nie ulegnie niczyim naciskom i zrobi dokładnie taki album, jaki chce.


8/10


Na koniec, jedyny, póki co, klip do kawałka "California" (który pojawił się na dłuuuugo przed "Taylor Allderdice", ale pewnie po prostu załapał się na tracklistę).





sobota, 18 lutego 2012

Tyga, Sermon i VNM, czyli god bless bookmarks



Robiąc porządek na kompie (a co za tym idzie - w przeglądarce), znalazłem to w zakładkach i przypomniałem sobie, że przecież mam bloga. Niewielki, zaniedbany, leżał gdzieś w tym folderze "reszta zakładek", nie wyświetlanym nawet na pasku i czekał aż sobie o nim przypomnę. Zmieniłem mu nieco wygląd (póki co jest prosto i minimalistycznie do bólu, zobaczymy co będzie dalej), pasek z archiwum jest teraz na samym dole, gdyby ktoś chciał trafić do poprzednich wpisów. 


Od ostatniego postu minął już ponad rok (ciągle wydaje mi się jakbym go pisał ledwie parę miesięcy temu) i od tamtego czasu wyszło sporo dobrych pozycji, wiele płyt starszych też dane mi było przekatować, choćby ze względu na dość intensywne jaranko Erick'iem Sermonem. Nie będę tego wszystkiego opisywał, a przynajmniej, nie zrobię tego teraz, bo po co.


Od początku 2012 (a już blisko półtorej miesiąca za nami) w sumie nie ogarniałem zbyt wielu nowości, dopiero w ostatnim tygodniu trochę nadrobiłem. 


Tygę do tej pory kojarzyłem głównie z jakichś wack'owych featów lub występów z resztą ekipy Young Money, ale ostatnio przy okazji rozmów o premierze premiery jego pierwszego albumu w dużej wytwórni. Tuż przed albumem, z którego wcześniej słyszałem głównie "Faded" z Weezy'm i "Rack City" sprawdziłem jeszcze mixtape "#BitchImTheShit" i byłem pod wrażeniem jego rapowego rozwoju, więc oczekiwania odnośnie "Careless World" wzrosły.


W tym momencie album leci właśnie drugi raz. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne, świetnie dobrani producenci, płytka ma klimat, choć chyba właśnie bardziej dzięki bitmejkerom aniżeli samemu gospodarzowi. Co nie zmienia faktu, że leci bardzo dobrze, krążek ma w sobie "hitowy" potencjał i jest po prostu dobrym, mainstreamowym materiałem. Nieco przydługim, bo przynajmniej ze 4-5 tracków bym bez straty stamtąd usunął, ale mimo wszystko - dobrym. 








Dzień wcześniej swój nowy mixtape do sieci wypuścił obiekt mojej zeszłorocznej podjarki, czyli Erick Sermon. Byłem ciekaw jego formy choć "Breath of Fresh Air" nie jest szczytem jego umiejętności, to jednak miło słyszeć, że jedna z legend rapu po swoich kłopotach ze zdrowiem jest w dobrej formie.


Pierwsze, co przykuło moją uwagę to imponująca lista gości, których zgromadził na tym, bądź co bądź, mixtapie. Co poniektórzy raperzy nie mogą się pochwalić taką obsadą na swoich major'owych krążkach:
KRS-1, Rick Ross, Keith Murray, 50 Cent, Too Short, Lloyd, Daz, Redman, Methodman, Kapone  - trzeba przyznać, że to naprawdę dobra ekipa.


Niestety, część z nich nie spełniła (przynajmniej dla mnie) oczekiwań; najbardziej chyba przypadł mi do gustu męczony już kilka miesięcy wcześniej "Ain't Me" z Rossem, "A Way Out" z samplowanym Jimmy'm Hendrixem ("Hey Jimmy, ya feel me? - Yeeeaah"), oraz "Headgames" z gościnnym występem 50 Centa i Murray'a, choć ten pierwszy tak obrzydliwie wypada z bitu, że gdy tylko zaczyna się refren, czekam na jego koniec. 


Wiele "przeciętnych numerów", niektóre bity mi nie siadły (a to nowość, bo zwykle produkcje Sermona łykam bez przeszkód), ale mimo wszystko - kilka razy mixtape już przez słuchawki przeleciał i parę numerów na pewno zagości u mnie na dłużej.








Z racji tego, że VNM jest graczem z tego grona polskich raperów, których uważam za godnych uwagi, płytę musiałem sprawdzić. "Na weekend", na ogół chyba ciepło przyjęte przez fanów Fała, do spółki ze świetnym klipem nabiło już blisko 940 tysięcy odsłoń na YouTube, i uczyniło to w ciągu zaledwie jednego miesiąca, a to niemało, jak na polskie realia.


VNM często przyznawał, że inspiruje się Drake'm i J. Cole'm, więc "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru" okazało się być płytą dokładnie taką, jakiej się spodziewałem. Osobista, klimatyczna, ze świetnymi tekstami i przede wszystkim, świetnie nawinięta. Flow VNM'a od dawna było uznawane za jedne z najlepszych w polskim rapie, ale teraz rozwiał chyba większość wątpliwości, że do top3 należy go zaliczać, bez znaczenia czy ktoś się nim jara, czy nie. Dobre rzeczy trzeba po prostu doceniać. 


Venom śpiewać nie umie, do czego zresztą otwarcie się przyznaje. Mam wrażenie, że mówi o tym odrobinę za często, przez co wygląda to tak, jakby się usprawiedliwiał, lub czekał na "daj spokój V, zajebiście śpiewasz". Zgodzić się z nim trzeba, bo faktycznie śpiewanie nie wychodzi mu póki co najlepiej, ale w rozmowie z Rawiczem powiedział, że będzie nad tym pracował i mocno na to liczę, bo w przyszłości może naprawdę ciekawie/ciekawiej niż teraz operować głosem. Najważniejsze chyba, że robił to przede wszystkim RÓŻNORODNIE, tak jak ze swoim flow, bo kwestie śpiewane, które pojawiają się na płycie, w większości niestety brzmią prawie tak samo.


Część osób przyzwyczaiła się do VNM'a - panczlajnera, którego linijki bardzo wchodzą do głowy i potem ochoczo są cytowane przy różnych okazjach. Teraz tych okazji będzie chyba nieco mniej, bo na "E:DKT" punchy nie ma wielu, a już na pewno nie takich, do jakich zdążył przyzwyczaić zwłaszcza starszych fanów, pamiętających czasy 834. Mimo wszystko, uważam to za krok w dobrą stronę, Venom się rozwija, robi coś nowego, a przede wszystkim, wprowadza ŚWIEŻOŚĆ na tę polską, nieco niestety zatęchłą muzycznie, rap scenę. Z "najlepszą płytą w pl rapie" ani "płytą roku" się nie zgadzam, ale to zdecydowanie warta sprawdzenia produkcja, tym bardziej polecam ją osobom, którym rap w polskim wydaniu się po prostu nudzi..


A, no i jeszcze jedno. VNM to jedyny raper, który ma tak znakomity kontakt z fanami na swoim facebookowym profilu. Należą mu się za to ogromne słowa uznania, bo to sprawia, że po prostu przyciąga do siebie ludzi, wystarczy zresztą odwiedzić jego profil i samemu przeczytać. Stosunek do muzyki, którą robi i do ludzi, dla których ją robi - świetny.






Tyle z nowości płytowych. Z newsów - bardzo cieszy mnie wpis Khalify na jego profilu w serwisie tumblr. Dotyczył on nadchodzących wydawnictw, czyli mixtape'u i drugiej płyty. "O.N.I.F.C.", bo tak będzie się nazywać drugi krążek Wiz'a ma być zbliżony klimatem do "Kush & OJ" bardziej niż do "Rolling Papers", co niezmiernie mnie cieszy, bo choć mainstream'owy debiut był "okej" to znacznie bardziej odpowiadał mi Wiz i jego muzyka we wcześniejszych, mikstejpowych wydaniach. Mocno liczę, że nie rzuca słów na wiatr i czekam na naprawdę mocny materiał. 


A, no i w tym roku, Khalifa pojawi się na Opener Music Festival, co oznacza, że po raz pierwszy, zawita do Polski. To, co pokaże na najbliższych krążkach, może przysporzyć mu wielu nowych słuchaczy gotowych kupić bilet, oby nie zawiódł.