sobota, 18 lutego 2012

Tyga, Sermon i VNM, czyli god bless bookmarks



Robiąc porządek na kompie (a co za tym idzie - w przeglądarce), znalazłem to w zakładkach i przypomniałem sobie, że przecież mam bloga. Niewielki, zaniedbany, leżał gdzieś w tym folderze "reszta zakładek", nie wyświetlanym nawet na pasku i czekał aż sobie o nim przypomnę. Zmieniłem mu nieco wygląd (póki co jest prosto i minimalistycznie do bólu, zobaczymy co będzie dalej), pasek z archiwum jest teraz na samym dole, gdyby ktoś chciał trafić do poprzednich wpisów. 


Od ostatniego postu minął już ponad rok (ciągle wydaje mi się jakbym go pisał ledwie parę miesięcy temu) i od tamtego czasu wyszło sporo dobrych pozycji, wiele płyt starszych też dane mi było przekatować, choćby ze względu na dość intensywne jaranko Erick'iem Sermonem. Nie będę tego wszystkiego opisywał, a przynajmniej, nie zrobię tego teraz, bo po co.


Od początku 2012 (a już blisko półtorej miesiąca za nami) w sumie nie ogarniałem zbyt wielu nowości, dopiero w ostatnim tygodniu trochę nadrobiłem. 


Tygę do tej pory kojarzyłem głównie z jakichś wack'owych featów lub występów z resztą ekipy Young Money, ale ostatnio przy okazji rozmów o premierze premiery jego pierwszego albumu w dużej wytwórni. Tuż przed albumem, z którego wcześniej słyszałem głównie "Faded" z Weezy'm i "Rack City" sprawdziłem jeszcze mixtape "#BitchImTheShit" i byłem pod wrażeniem jego rapowego rozwoju, więc oczekiwania odnośnie "Careless World" wzrosły.


W tym momencie album leci właśnie drugi raz. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne, świetnie dobrani producenci, płytka ma klimat, choć chyba właśnie bardziej dzięki bitmejkerom aniżeli samemu gospodarzowi. Co nie zmienia faktu, że leci bardzo dobrze, krążek ma w sobie "hitowy" potencjał i jest po prostu dobrym, mainstreamowym materiałem. Nieco przydługim, bo przynajmniej ze 4-5 tracków bym bez straty stamtąd usunął, ale mimo wszystko - dobrym. 








Dzień wcześniej swój nowy mixtape do sieci wypuścił obiekt mojej zeszłorocznej podjarki, czyli Erick Sermon. Byłem ciekaw jego formy choć "Breath of Fresh Air" nie jest szczytem jego umiejętności, to jednak miło słyszeć, że jedna z legend rapu po swoich kłopotach ze zdrowiem jest w dobrej formie.


Pierwsze, co przykuło moją uwagę to imponująca lista gości, których zgromadził na tym, bądź co bądź, mixtapie. Co poniektórzy raperzy nie mogą się pochwalić taką obsadą na swoich major'owych krążkach:
KRS-1, Rick Ross, Keith Murray, 50 Cent, Too Short, Lloyd, Daz, Redman, Methodman, Kapone  - trzeba przyznać, że to naprawdę dobra ekipa.


Niestety, część z nich nie spełniła (przynajmniej dla mnie) oczekiwań; najbardziej chyba przypadł mi do gustu męczony już kilka miesięcy wcześniej "Ain't Me" z Rossem, "A Way Out" z samplowanym Jimmy'm Hendrixem ("Hey Jimmy, ya feel me? - Yeeeaah"), oraz "Headgames" z gościnnym występem 50 Centa i Murray'a, choć ten pierwszy tak obrzydliwie wypada z bitu, że gdy tylko zaczyna się refren, czekam na jego koniec. 


Wiele "przeciętnych numerów", niektóre bity mi nie siadły (a to nowość, bo zwykle produkcje Sermona łykam bez przeszkód), ale mimo wszystko - kilka razy mixtape już przez słuchawki przeleciał i parę numerów na pewno zagości u mnie na dłużej.








Z racji tego, że VNM jest graczem z tego grona polskich raperów, których uważam za godnych uwagi, płytę musiałem sprawdzić. "Na weekend", na ogół chyba ciepło przyjęte przez fanów Fała, do spółki ze świetnym klipem nabiło już blisko 940 tysięcy odsłoń na YouTube, i uczyniło to w ciągu zaledwie jednego miesiąca, a to niemało, jak na polskie realia.


VNM często przyznawał, że inspiruje się Drake'm i J. Cole'm, więc "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru" okazało się być płytą dokładnie taką, jakiej się spodziewałem. Osobista, klimatyczna, ze świetnymi tekstami i przede wszystkim, świetnie nawinięta. Flow VNM'a od dawna było uznawane za jedne z najlepszych w polskim rapie, ale teraz rozwiał chyba większość wątpliwości, że do top3 należy go zaliczać, bez znaczenia czy ktoś się nim jara, czy nie. Dobre rzeczy trzeba po prostu doceniać. 


Venom śpiewać nie umie, do czego zresztą otwarcie się przyznaje. Mam wrażenie, że mówi o tym odrobinę za często, przez co wygląda to tak, jakby się usprawiedliwiał, lub czekał na "daj spokój V, zajebiście śpiewasz". Zgodzić się z nim trzeba, bo faktycznie śpiewanie nie wychodzi mu póki co najlepiej, ale w rozmowie z Rawiczem powiedział, że będzie nad tym pracował i mocno na to liczę, bo w przyszłości może naprawdę ciekawie/ciekawiej niż teraz operować głosem. Najważniejsze chyba, że robił to przede wszystkim RÓŻNORODNIE, tak jak ze swoim flow, bo kwestie śpiewane, które pojawiają się na płycie, w większości niestety brzmią prawie tak samo.


Część osób przyzwyczaiła się do VNM'a - panczlajnera, którego linijki bardzo wchodzą do głowy i potem ochoczo są cytowane przy różnych okazjach. Teraz tych okazji będzie chyba nieco mniej, bo na "E:DKT" punchy nie ma wielu, a już na pewno nie takich, do jakich zdążył przyzwyczaić zwłaszcza starszych fanów, pamiętających czasy 834. Mimo wszystko, uważam to za krok w dobrą stronę, Venom się rozwija, robi coś nowego, a przede wszystkim, wprowadza ŚWIEŻOŚĆ na tę polską, nieco niestety zatęchłą muzycznie, rap scenę. Z "najlepszą płytą w pl rapie" ani "płytą roku" się nie zgadzam, ale to zdecydowanie warta sprawdzenia produkcja, tym bardziej polecam ją osobom, którym rap w polskim wydaniu się po prostu nudzi..


A, no i jeszcze jedno. VNM to jedyny raper, który ma tak znakomity kontakt z fanami na swoim facebookowym profilu. Należą mu się za to ogromne słowa uznania, bo to sprawia, że po prostu przyciąga do siebie ludzi, wystarczy zresztą odwiedzić jego profil i samemu przeczytać. Stosunek do muzyki, którą robi i do ludzi, dla których ją robi - świetny.






Tyle z nowości płytowych. Z newsów - bardzo cieszy mnie wpis Khalify na jego profilu w serwisie tumblr. Dotyczył on nadchodzących wydawnictw, czyli mixtape'u i drugiej płyty. "O.N.I.F.C.", bo tak będzie się nazywać drugi krążek Wiz'a ma być zbliżony klimatem do "Kush & OJ" bardziej niż do "Rolling Papers", co niezmiernie mnie cieszy, bo choć mainstream'owy debiut był "okej" to znacznie bardziej odpowiadał mi Wiz i jego muzyka we wcześniejszych, mikstejpowych wydaniach. Mocno liczę, że nie rzuca słów na wiatr i czekam na naprawdę mocny materiał. 


A, no i w tym roku, Khalifa pojawi się na Opener Music Festival, co oznacza, że po raz pierwszy, zawita do Polski. To, co pokaże na najbliższych krążkach, może przysporzyć mu wielu nowych słuchaczy gotowych kupić bilet, oby nie zawiódł.