środa, 10 listopada 2010

Początkiem listopada


Długo tu nic nie było, to wypadałoby napisać co się dzieje.

A dzieje się niewiele, bo czas 'zastoju' nadal w sumie trwa. Przesłuchałem kilka nowych płyt, ale nic mną nie wstrząsnęło, nie pogryzło, nie przeżuło, nie połknęło, nie strawiło i potem wywróciło na drugą stronę.

Na pierwszy ogień poszedł Twista i jego tegoroczny 'The Perfect Storm'. Cóż, nie bez powodu nazywają tego gościa jednym z najszybszych raperów świata. Wystarczy sobie zresztą sprawdzić 'Up To Speed' (swoją drogą, najlepszy kawałek z tego krążka imo) by przekonać się, że w pełni zasługuje na ten tytuł.

To pierwszy album Twisty, który sprawdziłem w całości. Wcześniej znałem go jedynie z występów gościnnych, ewentualnie z pojedynczych singli, które trafiły do sieci. Spodziewałem się krążka w całości przesiąkniętego 'prędkością' do jakiej zdolny jest rozpędzić się pan Mitchell, tymczasem swoje umiejętności zaprezentował w pełni w raptem 3-4 numerach z 11. Choć z drugiej strony to może dobrze, bo te kawałki się wyróżniają i po prostu jest do czego wracać. Na plus na pewno współpraca z Wakką, Chrisem Brownem, i Lil' Play'em. Generalnie, dobra płyta, choć wracał będę raczej tylko do tych 3-4 pozycji.

Następnie Kid Cudi i album 'Man on The Moon II: The Legend of Mr. Rager'. Koncepcja albumu jest... dziwna. Trochę mroczna, rzekłbym, mocno tajemnicza. Ale przede wszystkim - przyciągająca. I chociaż w zasadzie większość kawałków to nie 'petardy' które można katować na okrągło, to ten krążek ma zadziwiającą moc jako zgrana całość. Głos Cudi'ego jest w pewien sposób hipnotyzujący i kiedy włączymy już pierwszy kawałek (z gościnnym udziałem Cee-Lo-Green'a, którego barwa głosu też jest, nazwijmy to, niecodzienna) to zaczyna się coś na kształt transu, który po prostu prowadzi nas przez całą tę płytę. Utwór 'REVOFEV' (konkretnie - bit) ma w sobie taki ogromny potencjał, tyle że niestety nie został rozwinięty, a szkoda. Bardzo fajnie na płycie wypadła Mary J. Blige (która udzieliła się aż w dwóch utworach) oraz Kanye West, do spółki z którym Kid Cudi stworzył zdecydowanie najlepszy kawałek tej płyty, tj. 'Erase Me'. Oprócz tego na wyróżnienie z pewnością zasługuje 'Marijuana', 'MANIAC' oraz 'Wild'n Cuz' I'm Young'. Ciekawa, klimatyczna pozycja.

Następny w kolejności był skład N.E.R.D., czyli Pharell i chłopaki. No i tutaj niestety dość spory zawód, spodziewałem się dobrych, bujających kawałków, tymczasem płyta jest po prostu blada. Nic się w niej specjalnie nie wyróżnia, większość utworów jest do siebie zdecydowanie podobna, przez co słuchanie jej w całości może, najzwyczajniej w świecie, znudzić. Z gości w zasadzie tylko T.I. i Nelly Furtado i również niewiele o nich można powiedzieć - zrobili co mieli zrobić, tyle. Jedyne co tutaj w stu procentach gra, to tytuł. 'Nothing'. Chyba nic więcej nie trzeba wyjaśniać.

Dalej jest Kanye West i jego 'My Beautiful Dark Twisted Fantasy'. Prawdę mówiąc, nie wiem jak ugryźć tę płytę. Z jednej strony, sporo z niej było już można usłyszeć wcześniej ('Runaway' zdradziło kilka kawałków, parę wyciekło do sieci) i chyba sam do końca nie wiem czego się spodziewałem po nowym krążku Westa.
Chociaż nie, spodziewałem się czegoś nowego, czegoś świeżego, czegoś, po przesłuchaniu czego będę czuł się jak po tym wszystkim, o czym mogliście przeczytać na wstępie tej notki. Tak się jednak nie stało i żałuję.
Od dawna było wiadomo, że na krążku znajdzie się masa gości, co w sumie nie nastroiło mnie wcale negatywnie - sporo gości = duża różnorodność, więc liczyłem na naprawdę ciekawe kolaboracje.
Przede wszystkim, widać u Kanye'go sporą fascynację gitarą elektryczną - praktycznie w co drugim kawałku pojawia się jakiś gitarowy motyw, sampel czy cokolwiek z tym związanego. No i w porządku, tak chciał to zrobić, tak zrobił. Jak wyszło? No właśnie, z tym już nie do końca jest tak kolorowo. Mam dziwne wrażenie jakoby West chciał przykryć jakiś brak pomysłu na płytę tymi właśnie gośćmi. Najlepiej chyba wypadł Ross, Jay-Z i całkiem nieźle John Legend. Reszta raczej przeciętna, tak jak kawałki na płycie zresztą. Odkąd Kanye zaczął wypuszczać kawałki w serii 'G.O.O.D Friday' to naprawdę spodziewałem się, że to, co trafi na płytę będzie mega mocne. No i cóż - prawdę mówiąc - przynajmniej 2 utwory z 'My Beautiful Dark Twisted Fantasy' zamieniłbym na te z 'G.O.O.D. Friday' a tego, że taki track jak 'Christian Dior Denim Flow' nie znalazł się na płycie przeboleć nie można. Podsumowując - rozczarowanie. Trudno. Mam nadzieję, że 'Watch The Throne' z Jay'em wypadnie znacznie lepiej.

Pozostając w temacie zagranicznych nowości, płyta, którą sprawdziłem dzisiaj. Nelly - '5.0'. Pozycja do śmietnika, nawet obecność Birdman'a, T.I, T-Pain'a z Akon'em ani Diddy'ego nie podciągnęła słabej formy gospodarza. Jedyny track, który jakoś wchodzi w ucho to 'Liv Tonight' z Keri Hilson. Ale też bez szału, po prostu niczym ciekawym nie zaskoczył.

Zanim powiem co chcę powiedzieć, jeszcze jedno.David Banner & 9th Wonder. Czekam na ich płytę i jeżeli kawałków takich jak 'Be With You' (LUDA!) będzie tam więcej, to 'biere to od ręki'.

Nie mogłem oczywiście przegapić płyty Hifi Bandy - 23:55. Na jej temat jednak mam zamiar wypowiedzieć się nieco obszerniej niż w kilku zdaniach, więc poświęcę temu cąłą notkę w najbliższym czasie. Na razie powiem tylko jedno: kto ma dostęp - sprawdzać. Warto.

Na koniec trochę NBA. Generalnie jestem zadowolony z gry Orlando, Howard ostatnio pokazuje co naprawdę potrafi a i nasz polski reprezentant czyt. Marcin Gortat stara się jak może i całkiem nieźle mu to wychodzi. Obecnie czekam aż dotrze do mnie wczorajszy mecz Utah z Miami, który Heat przegrali (!) a mecz już zdążył zyskać status 'classic'. Dzisiaj Orlando z Utah, mam nadzieję, że spotkanie będzie równie dobre.

Ach. Akcja 'FREE WEEZY', zakończona. Po ogromnej imprezie powitalnej w Miami, Wayne siedzi już spokojnie wśród ziomków i nic, tylko czekać aż wypuści w świat nowy materiał. Czekam.


David Banner & 9th Wonder - With you (feat. Ludacris & Marsha Ambrosious)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz