poniedziałek, 1 listopada 2010

'Runaway' i trochę nudy



TE KOLORY.

Generalnie to na wstępie chciałem powiedzieć, że jestem pod sporym wrażeniem tego...czegoś. No właśnie, ciężko powiedzieć co to tak naprawdę jest. Najbliżej mi chyba do sklasyfikowania tego jako klipu. Bardzo długiego, świetnie nakręconego klipu, do kilku utworów naraz, zresztą.
Jeżeli wierzyć Kanye'mu na słowo, to część (jeśli nie wszystkie) z kawałków, które towarzyszą "Runaway" ma pojawić się na jego najbliższym krążku. Czekam zatem na tą płytę okropnie, bo czuję, że może się wspiąć jeszcze do czołówki roku.

Ostatnio jest muzycznie nudno. Nie mogę się w niczym specjalnie odnaleść, w głowie siedzi mi już od tygodnia drugi remix Puszera i choć nadal się tym jaram, to powoli staje się nudne. Trzeba to w końcu zmienić, tylko właśnie póki co nie za specjalnie jest na co.

Z października zza oceanu nie sprawdziłem nic. Muszę sobie nadrobić nową płytę Vado, skończyć "1982" Terma i Statika. Nic poza tym na razie.

Na naszym podwórku niezbyt wiele się działo, najbardziej namieszał chyba Pezet z Małolatem, no i przyznam, że płyta im się udała i pewnie nie raz jeszcze do niej wrócę. Ale pomijając ten jeden krążek, nic. Abradabing jak mi się nie podobał wcześniej, tak nadal mi się nie podoba. Szkoda.

Ogólnie, mam wrażenie, że październik był jakimś miesiącem zastoju. Niezbyt wiele się działo chyba, nic wstrząsającego ani na tyle odkrywczego, by wywrócić świat muzyczny do góry nogami (a do tego już chyba z miesiąca na miesiąc wszyscy przywykli). Ot, zwykły, codzienny październik. W sumie, przez to uzmysławiam sobie właśnie, że codzienność powoli staje się nudna. Nie dzieje sie nic nadzwyczajnego - jest nudno. Chociaż nie jestem pewien, czy tak to powinno wyglądać.

MC Hammer zdissował Jay'a. Dziadek łapie się kurczowo czego może, żeby zarobić jeszcze ostatnie palety zielonych. Jak ktoś na RS zauważył - podkład faktycznie jest niezły, ale cała "niezłość" tego dissu kończy się właśnie wraz z bitem. Taniec w klipie do dissu? Nigga, please.

Chociaż nie, jest jedno info, którym się jaram. Za 3 dni Lil' Wayne opuszcza mury więzienia w NY. Po półrocznej odsiadce za posiadanie broni, nareszcie będzie można spokojnie powiedzieć "FREE WEEZY". Z tego co mi wiadomo, najpierw planuje spotkanie z rodziną, a potem uderza na imprezę do Miami. Birdman twierdzi także, że jego podopieczny skieruje swoje kroki od razu do studia, bo "Carter IV" nie może czekać.

Fakt. Nie może. Ale dajcie chłopakowi się chwilę pocieszyć wolnością. Oby nie za mocno oczywiście, bo przez niefart znowu trafi do pudła i "Cartera IV" ujrzymy w 2012, a tego bym zdecydowanie nie chciał.

2 komentarze:

  1. te kolory rzeczywiście mnie zabijają..

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja nie mogę się zebrać od kilku dni,
    żeby wreszcie to obejrzeć,
    ale skoro kolejna osoba - poleca,
    to chyba wreszcie się zdecyduję ; d

    OdpowiedzUsuń